Znajdzie się wina na każdą karę

Data:
Ocena recenzenta: 8/10
Artykuł zawiera spoilery!

Gerry Conlon - mieszkający w Belfaście zwyczajny chłopak, z dumą i pewnością siebie wkraczający w świat dorosłych, lekkoduch, sympatyczne ladaco szukające w Londynie dobrej zabawy i trochę łatwego grosza. Dnie spędza włócząc się ze zgrają hippisów po stolicy Wielkiej Brytanii. Pewnego razu w pobliżu jego miejsca zamieszkania wybucha bomba. Wszakże to czas największej aktywności IRY. Nasz bohater niewiele się tym przejmuje, nie jego dotknęła ta tragedia. Niestety brytyjska policja ma na ten temat odmienne zdanie. Tłum żąda winnych, trzeba więc znaleźć kogoś, kto przyjmie na siebie rolę kozła ofiarnego. Tym razem wybór pada na Gerry'ego.

Tak rozpoczyna się fabuła filmu "W imię ojca" - opartej na faktach historii młodego człowieka zaszczutego przez system sądowniczy Wielkiej Brytanii i niewinnie skazanego, wraz z całą rodziną i przyjaciółmi, na dożywocie w jednym z najcięższych brytyjskich więzień. Filmu naprawdę dobrego, poruszającego i pokazującego ważny problem społeczny. Wraz z Gerrym bierzemy udział w poszlakowym procesie, brutalnych przesłuchiwaniach, by w końcu wylądować w więziennej celi. Nie przypomina Wam to czegoś? Bo mnie przez cały seans stał przed oczami Skazany na Shawshank.

Ale dość tego przydługiego wstępu - przejdźmy do konkretów. Poza ciekawą i co ważne, prawdziwą historią, największym atutem jest aktorstwo. Day-Lewis pokazuje, że nie od parady co wieczór może napawać się widokiem dwóch Oscarów. W rolę Gerry'ego wciela się w doskonały sposób - zwłaszcza sceny przesłuchań zapadają w pamięć - wyraźnie widać proces załamywania się psychiki pod wpływem strachu i bólu. Od razu stają przed oczami urywki prozy Orwella, zwłaszcza Roku 1984. Inni aktorzy bledną trochę przy Lewisie, ale wszyscy w pełni zasłużyli na swoje gaże.

Niestety orwellowski klimacik znika jak za dotknięciem ręki, gdy Gerry zaczyna przyzwyczajać się do życia w więzieniu. Więzienie... powróćmy na chwilę do Shawshank. Tam czuło się, że człowiek przebywa za kratkami, łatwo identyfikowało się z więźniami. Tutaj wyraźnie czegoś zabrakło. Niby są kraty, kilka bójek, złośliwi strażnicy, ale jednak nie udało mi się do końca poczuć charakterystycznego więziennego klimaciku. Na szczęście pod koniec filmu akcja znów nabiera tempa i zaciera to niekorzystne wrażenie. Zresztą, więzienie jest tylko pretekstem do pokazania skomplikowanych układów między Gerrym, a jego osadzonym w tej samej celi ojcem i tego, w jaki sposób każdy z nich próbuje sobie radzić z nową sytuacją. A ten aspekt filmu został zrobiony bardzo dobrze.

Podsumowując tę krótką notkę - W imię ojca to film o rzeczach ważnych, dobrze zrealizowany, choć nie pozbawiony leciutkich zgrzytów. Postacie są wyraźne, psychika dobrze zaznaczona, dodatkowym plusem jest sympatyczna, irlandzka muzyka. Polecam, zwłaszcza teraz, gdy tak łatwo przychodzi społeczeństwu wydawać pochopne wyroki podyktowane emocjami i opiniami w gazetach.

Zwiastun: